poniedziałek, 18 maja 2009

Pada śnieg...

Ponieważ mamy zepsuty zamrażalnik to jego wnętrze jakiś czas temu zaczęło przypominać wydrążoną w lodowcu grotę. Skutkowało to tym, że żeby zamknąć lodówkę musiałyśmy podstawić taboret. Jednakże nadszedł czas, kiedy taboret przestał pomagać, bo już nie mieścił się między lodówką a szafką. W związku z tym podjęłam trud odlodzenia lodówki.
W tym celu zaopatrzyłam się w nóż (ostry i krótki, ale duży, z grubą rączką), tłuczek do mięsa, miskę i takie coś do wyciągania klusek z wody, jak również dużo mało kulturalnych określeń na stan tego mieszkania w którym przyszło nam przebywać, w tym również lodówki.
W efekcie - lodówka się domyka, a my możemy sobie ulepić bałwana. Ktoś chętny?

(A teraz właśnie Borysko śpi smacznie pod moim łokciem. Odpoczywa po tym jak szczekał pod drzwiami od kuchni, bo nie chciałyśmy go wpuścić. Tak, szczekał. Borys jest wprawdzie kotem, ale szczekanie idzie mu znakomicie.0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiedz mi co o tym myślisz :)