wtorek, 14 lipca 2009

Veganofilia

Mam koty. Aktualnie dwa, ale ogólnie w porywach do siedmiu. Znaczy rodzinnie mamy. Najpierw mieliśmy jednego. Potem mieliśmy drugiego z niespodzianką. W związku z niespodzianką urodziło się pięć kociątek. Trzy kociątka zostały rozdane dobrym ludziom ewentualnie w dobre ręce. Zostały dwa kociątka. Duże koty (w zasadzie kotki, dziewczyny) są daleko, jedna w Londynie, druga w Częstochowie. U mnie w domu są dwa kociątka. Borys i Jude, zwana Judką. To tyle tytułem wstępu.

Kocięta nasze są jedyne w swoim rodzaju. Mają aktualnie trzy miesiące i w ciągu tych trzech miesięcy jadły chyba już wszystko. Nie dziwi nikogo, że o określonych porach siedzą obok swoich miseczek i czekają, aż dostaną zwyczajowy posiłek. Nie dziwi nikogo, że jak Mikołaj (Siostrzeniec mój, półtora roku) zgubi parówkę to bardzo szybko znajduje się ona w pyszczku Judeczki (częściej) albo Boryska (rzadziej, gorszy refleks ma). Nawet już nikogo nie dziwi, że podkradają ciasteczka. Jednakże nadal dziwnym jest to co się dzieje, kiedy ktoś robi sałatkę...

Pierwszą rzeczą którą robi się w celu zjedzenia sałatki to zamknięcie kotów w pokoju, żeby nie przychodziły do kuchni. Inaczej można się pożegnać z połową składników, bowiem koteczki nasze, a szczególnie Borys, uwielbiają warzywa. Szczególnym uwielbieniem darzą kapustę pekińską.

A i jeszcze - warzywka nie muszą być surowe. Wczoraj Borys jadł kapustę gotowaną. I ziemniaczki. Dobry kotek wszystkim się naje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiedz mi co o tym myślisz :)