sobota, 3 października 2009

Garderobiana part I - jak się kupuje suknię ślubną.

Jeśli chcesz zakupić suknię ślubną to najlepiej od razu wykreśl dzień na to przeznaczony z kalendarza, albo i nawet z życiorysu, bo nic innego nie dasz wtedy rady jeszcze przy okazji zrobić. Jak wstaniesz rano i pójdziesz tak wrócisz z zamknięciem saloonów, znaczy salonów mody ślubnej.

Na pewno w jakimś saloonie cię zignorują. Znaczy pani pokaże ci, a i owszem, gdzie leżą katalogi, ale potem sobie pójdzie. I żebyś nie myślała, że pójdzie zająć się innymi klientkami - o nie! Pójdzie raczej na zaplecze albo pogadać z mężem. Potem jak będziesz wychodzić łaskawie powie ci "do widzenia". I tyle. Ciesz się, jeśli będzie tak tylko w jednym saloonie.

Potem może w następnym, po obejrzeniu katalogów ( w których nic nie będzie), znajdziesz jedną, góra dwie suknie, które ewentualnie cię zainteresują. Należy zauważyć, że nie będą to suknie, które bardzo ci się podobają, jedynie takie, które ewentualnie mogłyby być, jak nic innego się nie znajdzie. Może nawet pani podejdzie do ciebie, ale na pewno żadnej z tych sukien nie będzie, hahaha.

Znaczy chodzi po prostu o to, że jeśli na własnym ślubie nie chcesz wyglądać jak beza to sobie saloony daruj. Jak chcesz to musisz mieć kilometr w biodrach, wzrost krasnala i czarny stanik. Inaczej nie przejdzie. I koniecznie, prócz bezowatych sukien przymierzaj najbardziej sterczące welony. Ślicznie.

Szczęśliwie moja mamusia, zwana dalej Musią, tuż przed wyjściem do saloonów kazała niedoszłej pannie młodej czyli mnie zmienić stanik na biały. Notabene wzięła mnie z zaskoczenia, bo ja tam wcale nie jechałam żadnych sukien przymierzać! Ja tylko miałam zamiar zorientować się w welonach! I nawet bym się w tych welonach nie zorientowała, gdyby nie to, że po dwóch saloonach Musia się wkurzyła i w trzecim powiedziała bardzo przedsiębiorczej pani Ewie, że potrzebuje sukni o kroju koszuli nocnej. W ogóle nie rozumiem dlaczego jej tak powiedziała - przecież ja chciałam ładną suknię, wcale nie jak koszula nocna, tylko, że ładnych nie ma...

Pani Ewa kazała mi przymierzać różne rzeczy mówiąc jednocześnie, że można zrobić co sobie tylko wymyślę łącząc dowolnie doły i góry poszczególnych sukien z katalogu (jakie to szczęście, że jednak zmieniłam ten stanik na biały...), chwilami różne inne panie sznurowały mnie w tych sukniach tak, że nie mogłam oddychać ("no ja sznuruje mocniej, bo mam tu jeszcze miejsce..." Miała, bo z każdym zaciągnięciem sznurka brałam oddech a w związku z tym coraz bardziej wciągałam brzuch - w efekcie układ pokarmowy zgniótł mi płuca), chwilami patrzyłam ze zgrozą na dziewczynę przymierzającą suknie obok, chwilami awanturowałam się, że mi się wszystko świeci, a nie powinno - ogólnie było zabawnie.

Ale nie zniechęcaj się panno młoda - zawsze się może okazać, że Wielka Duchem Pani Ewa, chcąc pokazać ci coś - w tym wypadku część rękawa - pokaże ci suknię, którą zachwyciłaś się jakieś pięć lat temu widząc ją na zdjęciu reklamowym umieszczonym na firmowym samochodzie. I jednak będziesz mieć wymarzną suknię ślubną. A przy okazji się zabawisz :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Powiedz mi co o tym myślisz :)