czwartek, 28 marca 2013

Wesołe jest życie ciężarnej

Bardzo ciężko jest wrócić w tryby blogowania, kiedy po odzyskaniu po miesiącu (wreszcie!) internetu następują po sobie:
- wychodzące dwulatkowi piątki,
- przeziębienie dwulatka,
- przeziębienie ciężarnej matki dwulatka,
- skejpowa dzika awantura z teściową
i wreszcie:
- trzynaście godzin skurczy, które przeszły.

Mam szczerze powyżej uszu tej ciąży. Albo raczej tego porodu, którego nie ma. Lusia się chyba zasugerowała zdaniem Jagodzianki i Elżbiety, że 27 to fajna liczba i, że mogłaby się urodzić w sumie 27. marca. No i próbowała. Ale nie wyszło. Znaczy nie wyszła. Matka się poskurczała cały wieczór (co dwie minuty!), tego 27. marca właśnie, poszła spać, bo już raz ją z takimi samymi skurczami ze szpitala odesłali, udało jej się usnąć między skurczami i nawet trochę przespać, potem skurczała się od rana (nadal co dwie minuty, po minutę długie...) kilka razy łapiąc za telefon i zastanawiając się czy już dzwonić po Ojca, czy jeszcze chwile poczekać, po czym o 12.30 Ojciec zadzwonił z przerwy zapytać jak się akcja porodowa rozwija i okazało się, że akcja porodowa właśnie zaniknęła. No super po prostu.

Jakby co - drugiego kwietnia idę się umawiać na cesarkę. Ciekawe ile jeszcze razy do tego czasu Lusia postanowi się urodzić, a potem się rozmyśli. Bo przez ostatnie trzy tygodnie robi tak średnio co drugi dzień. Aczkolwiek wczoraj pobiłyśmy rekord - 13 godzin skurczy. I nadal nic.

Żurowi już głupio chodzić do pracy, bo wszyscy są TACY zawiedzeni, że nadal przychodzi.

I wszystkie znajome, które miały termin na marzec już urodziły. No prawie. Jedna miała termin na dziś i jeszcze nie wiem czy urodziła. Wczoraj jeszcze nic się nie wykluło.

A tak sobie myślałam wczoraj wieczorem, że Lusia urodzi się dzisiaj, w urodziny mojego ulubionego pisarza i będzie się tak ładnie nazywać - na pierwsze imię po bohaterce jednaj z moich ulubionych książek, a na drugie po Babci bibliotekarce... Ale Ona chyba nie chciała...

_______________________

Jeszcze a propos Jagodzianki - dostałam od niej notes urody cudownej, w ramach zabawy Podaj Dalej, za który pięknie dziękuję. A biorąc udział w zabawie zobowiązałam się przeprowadzić taką samą u siebie, ale mam na to rok, więc pozwólcie, że najpierw jednak urodzę. Tymczasem zapraszam na takąż zabawę do mojej Siostry - jest jeszcze jedno miejsce :)

I zapraszam też na jajcarskie candy - u Jagodzianki znowu :)

piątek, 22 marca 2013

No to jestem :)

Wróciłam.

Po miesiącu walki Żura z konsultantami Pomarańczki, kiedy to średnio przez pół godziny na rozmowę musiał słuchać repertuaru Biebera - w końcu przyszedł pan monter (monster?) i naprawił co było zepsute. Tak, bo sygnał łaskawcy podłączyli nam już w środę! Dla niezorientowanych - nastąpiło to równo miesiąc po przeprowadzce. Po wizycie pana monstera-montera okazało się jeszcze, że nasz komputer nie widzi internetu, który jest, więc dziś Żuru znów musiał się umuzykalniać przez infolinię, ale w końcu zobaczył i już możemy łączyć się ze światem.

Donoszę, że mieszka mi się dobrze. I, że nadal jestem w ciąży, a termin mam na trzydziestego, jakby ktoś pytał, więc mam jeszcze czas.

Aktulnie zajmuję się nadrabianiem zaległości na Waszych blogach i kasowaniem spamu z poczty. Jak skończę to się odezwę!