środa, 22 stycznia 2014

Aparat fotograficzny może Ci uratować życie!

No serio. Dziś nam uratował... No może nie życie, ale trochę nas jednak uratował. Przed zalaniem.

To było tak. Postanowiłam dziś rano, że pokażę wam bardzo piękny pokój moich dzieci. Tym bardziej, że nasze mieszkanie się składa i postanowiliśmy się wyprowadzić, więc już niedługo (za jakieś dwa miesiące najpewniej) będę wam pokazywać całkiem nowy dziecięcy pokoik. No więc posprzątałam, wziełam aparat i zrobiłam zdjęcia. Zrzuciłam je na komputer i oglądam jak wyszły, siedząc u dzieci na łóżku... Nagle patrzę - jedna ze ścian na zdjęciu, która w założeniu jest biała (choć bardzo dawno malowana...) ma jakieś żółte plamy. Patrzę na ścianę na żywo - też ma. Macam - mokro. Oho - sąsiadce znów poszła rura w podłodze... Biedna sąsiadka, zaś będzie parkiet musiała zrywać... Wodę zakręciłam, teraz czekamy na agenta. Szczęśliwie chciało mi się rano ogarnąć pokój dzieci i zdjęcia porobić, żeby na bloga wsadzić...

No a jak już zrobiłam to wam pokażę:

Rzut na ogół. Na podłodze gąbkowe puzzle, żeby dzieciom było ciepło w dupki.
Łóżeczko i komoda Wojtusia. I zasłonki uszyte przez matkę.
Tablica w całej okazałości - Wojtek pomagał malować! Pszczółka doświetla zdjęcia, bo na dworze szaro.
Cześć Lusi. Też śpi dziewczyna pod liściem. A na półeczkach wszystkie jej lalki.
W pudełkach nad tablicą mieszkają wszystkie przybory malarsko-craftowe Wojtusia.
Koło łóżka biedronka, żeby rodzice mieli się o co oprzeć jak siedzą z dziećmi na podłodze, a dzieci miały na co wskakiwać.
A przy drzwiach wiszą skrapy z dzieciakami w roli głównej.
Na ściany najlepiej nie zwracać uwagi - noszą piętno dawnych czasów w postaci przykurzonego białego koloru, dziur po przewieszanych tysiąc razy półkach i całkiem nowych czasów w postaci plam po zalaniu...