wtorek, 23 września 2014

Akcja: Organizacja, part II - bo jeden kalendarz to za mało!

Siedzimy sobie w kuchni, ja smażę naleśniki na kolację, reszta rodziny je zjada.
Wojtuś: Popatrz co kupiliśmy z tatusiem!
Mil: No, widzę, płyn do naczyń. Dobrze, bo się skończył.
Wojtuś: I teraz możesz dalej zmywać!

Bo ja po prostu ciągle zmywam! No a dziś właśnie będzie trochę o obowiązkach domowych i o organizacji dalej - konkretnie o kalendarzach, a do obowiązków nawiążę później :)

W internecie roi się od blogowych poradników, obrazkowych poradników, poradników w pedeefie i w ogóle każdego rodzaju poradników na temat: jak lepiej organizować. Różne rzeczy, najczęściej czas. I zawsze, ale to zawsze, na piedestale w tych poradnikach występuje kalendarz książkowy.

Niezastąpiony.
Idealny.
Wspaniały.

Cudowne rozwiązanie wszelkich problemów z organizacją czasu - byle używać.

Czy to znaczy, ze jak się nie używa, to się ma problem?

Ja używać nie potrafię. Co drugi rok kupuję, z mocnym postanowieniem, że w tym roku będę go używać. Wybieram najpiękniejszy i najbardziej praktycznie ułożony. Uzupełniam pierwsze strony. I używam... przez miesiąc, góra dwa. A potem jestem na siebie zła, z tym, że nie wiem za co bardziej: że nie używałam przez kolejne 10 miesięcy, czy, że używałam przez pierwsze dwa i pobazgrałam taki piękny kalendarz...

No nie potrafię używać kalendarzy książkowych, za nic.

Ani wiszących - te kupuję co roku, bo uwielbiam ich obrazki. W tym roku mam z pin-upami. I żeby mi się nie zniszczył, jedyną rzeczą jaką pozwoliłam w niej zapisać to terminy urlopów mojego męża, bo to rzecz niezmienna i nie będzie brzydko pokreślone.

Może to jest kwestia wychowania w domu dwóch bibliotekarek? Kalendarz ma w sumie wygląd książki, a po książkach się nie pisze? Z tym, ze one piszą: jedna ma ścienny, druga książkowy właśnie i obie używają! To już chyba ja jestem jakaś dziwna...

Ale nie byłabym sobą, żeby czegoś nie wymyślić.

Najpierw wymyśliłam Tygodniowy Plan Ramowy - jest niezmienny, a jak się zmieni to w całości i po prostu napiszę nowy. Przygotowany jest już w dwóch egzemplarzach: duży (A3), spisany ręcznie i oklejony kolorowymi taśmami zawiśnie nad skrapownią, a mały, zrobiony na komputerze (czeka na wydrukowanie i pokolorowanie, nie wiem jeszcze w jakiej kolejności) - w moim całkiem nowym Centrum Dowodzenia Rodzinnego, które zajmie jedną ze ścian w naszej przedpokojo-jadalni.

Tak, to mój nowy pomysł :) Bo jeden kalendarz to za mało! Nawet taki super plan tygodniowy, który usystematyzował (i dał mojemu Mężowi świadomość tego co dokładnie robimy kiedy On jest w pracy, a co za tym idzie co On będzie musiał robić, kiedy w pracy będę ja) codzienne zajęcia mojej rodziny.

Już wcześniej kupiłam sobie taki planer obowiązków (mówiłam, ze będzie o obowiązkach :D)- jeszcze nie bardzo go używamy, bo dzieci są za małe, ale myślę, że może on pomóc mnie samej w ustaleniu kiedy co muszę zrobić, żebym nie robiła wszystkiego jednego dnia, bo potem padam na ryjek.

Co jeszcze znajdzie się w naszym Centrum Dowodzenia? Następny kalendarz, a jak! Ale miesięczny, samoróbka, o taki:


Tylko pomarańczowy :) Nie będzie mi po nim żal pisać, bo po próbniki farb wsadzę za szybę, a po szybie można mazakiem suchościernym! Ten będzie służył do zapisywania planów jednorazowych typu szkółki, wycieczki i takie tam.

Do tego dołożymy jeszcze tablicę magnetyczną z magnesami zwykłymi i takimi po których można pisać kredą i półeczkę na długopisy/mazaki/kredę.

Macie jakiś pomysł na to, co jeszcze by się przydało? Zbieram inspiracje!

6 komentarzy:

  1. Na ten planer obowiązków to i ja się zasadzam, ale czekam właśnie na to,aż Artur troszke podrośnie.
    A bez kalendarza książkowego to ja nie umiem żyć. Ścienne mogą nie istnieć. Jeśli o organizację chodzi to mi bardzo pomaga tygodniowy planer posiłków i zakupów, ale coś takiego już masz - widziałam w Twojej kuchni.

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko…
    Chyba raczej: O siostro, przerażasz! A gdzie spontaniczność?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze spontaniczności wychodzi mi tyle, że ze wszystkich stu tysięcy wymyślonych obrazków zrobiłam dwa i pół... Spontaniczność będzie w ramach niedzielnego popołudnia,

      Usuń
  3. No właśnie jeżeli chodzi o kalendarze to też mam ten problem. Zapisuję jakiś czas a potem już nie . I najlepsze zapominam codziennie zaglądać do niego...
    Ale jeżeli chodzi o plan ramowy na cały tydzień - to zainspirowałaś mnie. Bo ja niby wiem co i jak ,ale mój mąż to się trochę gubi w tym...
    Co do spontaniczności jak najbardziej za ,ale potem tak jak piszesz zamiast wielu obrazków czasami ani jeden..
    Powodzenia w organizowaniu się :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja się jakiś czas temu nauczyłam prowadzić kalendarz książkowy, ale kupuję najtańszy tylko gruby - wtedy mi nie żal po nim pisac. ścienny zazwyczaj też posiadam, ale nie wieszam, bo nie mam gdzie :D
    za to zorganizowałam tablicę korkową, wydrukowałam każdy miesiąc osobno - tak jak ten w ramkach. na zapiski comiesieczne, łacznie z planowanymi wydatkami, żeby wszystko od razu było wiadomo! a obok listę na cały miesiąc, gdzie zapisane są wszystkie urodziny, imieniny, rocznice i święta - tego nie trzeba będzie na rok drukować na nowo :D

    http://poligon-domowy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Powiedz mi co o tym myślisz :)